W każdym artyście drzemie niewykorzystany potencjał talentu. Jednak jak twierdzą filozofowie, talent nie poparty pracowitością może się nigdy nie ujawnić. Można mniemać, że kiedyś on się rozwinie, że dojrzeje jak owoc tajemnicy, aby go zerwać z ogrodu piękna - z Edenu. Swój własny talent, czyli wszystko czym natura nas obdarowała.
W malowaniu obrazów, czas podjęcia zmagania z materią jest bardzo ważny. Zawsze niepokoi pytanie, czy wystarczy życia, aby dokonać czegoś wielkiego, artystycznie nieprzemijającego?
Fenomenem jest ten, kto od razu dysponuje sytuacją życiową i zdolnościami do podjęcia wyzwań artystycznych, a życie tylko weryfikuje jego drogę do uzyskania pełni rozkwitu. Kierunek inny dojścia do efektów artystycznych - to droga pracowitości, prób i błędów w poszukiwaniu swojego stylu i miejsca wśród malarzy. Też może być szczęśliwa, ale wymaga długiego czasu.
Mam przyjemność zaprezentować Mieczysława Bednarskiego - malarza, który jest usytuowany na pograniczu tych dwóch wypadkowych, jest artystą do końca jeszcze niespełnionym. Obrazy jego są kolorystyczne, - pejzaże, portrety, martwe natury malowane czystymi barwami, przejrzyste, klarowne tworzą wspaniałą kompozycję.
Artysta jest samoukiem, nigdzie nie pobierał lekcji rysowania czy malarstwa, nie licząc szkoły podstawowej i uczestnictwa w zajęciach kółka plastycznego. Urodził się w 1956 roku, w Słupsku, a rodzice wspierali zainteresowania syna, zachęcając do rysowania i malowania.
Teraz artysta wspomina z rozrzewnieniem te czasy, ale do swojego talentu ma oczywisty dystans i mówi: „to lekka przesada z tym zdolnościami, mimo, że wiedziałem już od dziecka, że kiedyś będę malował, że to jest moja pasja. Prawdopodobnie urodziłem się z pewną wrażliwością artystyczną i odczuwałem pewną inność, czyli inaczej niż moi rówieśnicy miałem dar w patrzeniu na świat.”
Pierwsze obrazy są datowane na rok 1970, kiedy Mieczysław miał 14 lat. Poszukiwał informacji na temat technik malarskich, materiałów, farb itp. Sam docinał ramki, napinał płótno, szykował grunty, ucierał farby. Malował okazjonalnie i tylko w wolnym czasie, a gotowe obrazy dostawały osoby, które upodobały sobie jego twórczość albo były to prezenty imieninowe lub urodzinowe.
Ukończył Technikum Budowlane w Koszalinie. Tutaj wyróżniał się jako najlepszy w rysunku technicznym, w geometrii wykreślnej, w szkicach sytuacyjnych i kubaturowych, w projektach elewacji i w elementach dekoracyjnych. Lecz nie zapominał o malowaniu, ciągle zajmował się samokształceniem w zakresie technik malarstwa sztalugowego. Odbył służbę wojskowa w dowództwie WOP w Warszawie, gdzie jego talent został wykorzystany dla potrzeb jednostki.
Powrócił do Słupska, pracował w lokalnych firmach budowlanych m. in. w fabryce domów we Włynkówku przy wykonywaniu prefabrykacji budowlanej. Wydarzenia i życie jednak potoczyły się inaczej niż przewidywał nasz bohater.
Nastąpił stan wojenny, był to punkt krytyczny w życiu Mieczysława Bednarskiego. Został zwolniony z pracy, był to rok 1982. Tego roku namalował ostatni obraz, a niedokończone płótna i farby wylądowały na strychu.
Był taksówkarzem, pierwszy ślub i założenie rodziny, -syn Mateusz / tegoroczny kandydat na radnego/. Potem rozpoczął życie tułacza, wyjechał do pracy za granicę, inne fizyczne prace dorywcze. Była to codzienna walka o przeżycie, czyli wyzwania inne, poza artystyczne. Najważniejszym celem w tym czasie było posiadanie pracy, zarabianie na utrzymanie rodziny. Rozwód i założenie drugiej rodziny. Drugi ślub z Krystyną która została kobietą jego życia i oczywiście żoną. Z tego związku ma córki Hannę i Mariannę, dzisiaj studentki. Codzienna krzątanina wypełniała życie, ale ciągle obok była myśl, że na „starość” trzeba realizować swoje malarskie pasje. Tak minęło ponad trzydzieści lat, cały czas jednak Mieczysław parzył na świat przez pryzmat indywidualnej wrażliwości. Po przebyciu kolejnej choroby i utracie pracy, kiedy się okazało,że nie może już pracować fizycznie - podjął dojrzałą decyzję powrotu do malowania. Przez lata nosił w sobie wirtualne obrazy, odczuwał piękno otaczającego świata, ale nie było czasu na jego realizację. Teraz od paru lat jest ciągle bez pracy, dlatego ma więcej czasu i to zmotywowało artystę do twórczości. Powrót do malowania po tak długim czasie nie wymagał żadnych dodatkowych przedsięwzięć.
Powracam do wątku zasadniczego. Jak można ocenić malarstwo artysty samouka, o nie wyczerpanych jeszcze możliwościach twórczych?
Malarstwo amatorów ma zawsze charakter intuicyjny i jest uzależnione od wspomnianej już wrażliwości artystycznej. Nie można jej się nauczyć, należy ją posiadać w swoim jestestwie. Jest ona częścią osobowości artysty i stanowi integralną wartość ludzką. W przypadku Mieczysława nosił on w sobie przez lata plany artystyczne i nie zrealizowane marzenia, a jego niedokończone obrazy tkwiły cały czas na strychu. Jestem w pracowni artysty, w Słupsku na ulicy Pomorskiej. Pomieszczenie przestrzenne powstało z adaptacji strychu, jest pełne akcesoriów malarskich, czuje się zapach świeżych farb i terpentyny.
Teraz artysta demonstruje swoje jeszcze nieliczne obrazy o intuicyjnym podejściu do tematu, które są kolorystycznie zróżnicowane, o pełnej palecie barw. Ulubioną stosowaną techniką jest malarstwo olejne, ale oglądam też wykonane pastele, i rysunki. Najczęściej podejmowany temat to pomorskie pejzaże, a ostatnio portrety. Uczestniczę w procesie samego tworzenia portretu. Wybór i podejście do tematu, jak wspomniałem, jest intuicyjne. Najczęściej artysta wykorzystuje własne zdjęcia lub pozyskane z Internetu, a podstawą jest „przetrawienie” takiego zdjęcia, co może trwać dwie godziny lub trwa czasem kilka dni.
Siadając do płótna ma już gotową koncepcję. Wykonuje szczegółowy szkic przyszłego portretu i wtedy nakłada fakturę i kolor, raczej już bez poprawek. Obraz powstaje w ciągu tygodnia, bo w dłuższym czasie trzeba go wykonywać prawie od nowa.
Oceniając malarstwo Mieczysława Bednarskiego, najlepiej ocenić dojrzały talent artysty i kierunki, do których nawiązuje w swoim dorobku. Twórczość jego jest niejednorodna. Czasem przypomina najsłynniejszego fowistę Henri Matisse, poprzez stosowaną technikę zapełniania płótna plamami żywych, świetlistych, zwykle silnie kontrastowych barw. Fowizm (fr. Les Fauves - dzikie zwierzęta, drapieżniki) jest odłamem ekspresjonizmu. Może to tylko przypadkowa zbieżność, ponieważ świat widzialny jawi się jako barwny, a nawiązywanie do rozwijającego się ekspresjonizmu, akcentuje poryw malarski, który się wyraża w szokujących zestawieniach kolorystycznych.
Malarstwo Mieczysława Bednarskiego, podejmując się jego oceny, jest najbliższe kolorystom. Artysta sam o sobie mówi: „Maluję, tak mniej więcej dopiero od trzech lat. A moje ambicje od niedawna, to malarstwo portretowe i ten kierunek jest teraz moim priorytetem. Na temat ewolucji i wektorów mojej twórczości jest jeszcze za wcześnie mówić, niech się w przyszłości wypowiedzą krytycy. Jestem zainteresowany, by stworzyć na podbudowie największych mistrzów w tej dziedzinie własny styl, oparty na mojej wrażliwości artystycznej. Z wrażliwością prawdopodobnie się urodziłem i przez jej pryzmat cały czas patrzę, to ona determinuje działania w moim całym życiu i twórczości. Codzienne pejzaże, portrety wypełniają mój czas, rozkładam malowany obraz na plamy, kolory, plan pierwszy i drugi. Teraz, kiedy maluję już portrety, przyglądam się ludziom na ulicy pod kątem malowania. Czasem ta uliczna obserwacja zaskakuje przechodniów, zwłaszcza paniom nie zawsze się podoba. Mam prawdopodobnie już takie skrzywienie i ciągle ta maniera mnie prześladuje, to mi zostanie.”
Mieczysław czerpie też wzorce z oglądanych wystaw, plenerów i z ciągłego kształcenia swojej osobowości artystycznej. Od dawna czyta o malarstwie i malarzach, zgromadził duży księgozbiór tematyczny z historii malarstwa, bywa też od niedawna na wszystkich lokalnych wystawach. W swojej twórczości nawiązuje zawsze do swojego punktu odniesienia - do obrazów jakie namalował.
Artyście podoba się malarstwo wielu malarzy rosyjskich dawnych i niektórych współczesnych. Ostatnio natknął się na Petera Wilemana współczesnego malarza z Anglii, jego obrazy „Fioletowy horyzont” i „Czerwony horyzont” są fascynujące. Jest to abstrakcyjna sztuka dekoracyjna - pejzaż. Z teki wielkich mistrzów również inny Anglik – William Turner, romantyk, malarz czterech żywiołów, jest godny naśladowania.
Dyskutujemy o malarstwie romantycznym i dekoracyjnym, o jego roli w upiększaniu otoczenia. Pytam o te ostatnie lata, jak przedstawia się twórczy dorobek artysty, udział jego w plenerach i na wystawach. Mieczysław Bednarski ocenia ostatnie lata malowania jako intensywny okres w twórczości i efektywnie wykorzystany czas. Stwierdza: „Dorobek mój może jeszcze nieduży, ale staram się każdy wolny czas poświęcić na pracę twórczą. Zapisałem się do klubów malarskich w Słupsku i Wejherowie. Kilka prac nabyli indywidualni klienci, moje obrazy pojechały do Norwegii, Anglii, a ostatnio do Holandii. Brałem udział w trzech plenerach. Poznałem wielu wspaniałych malarzy amatorów, ludzi o podobnej wrażliwości, z bliskimi do moich poglądami na sztukę. Ostatnio brałem udział w XVI Plenerze malarsko- rzeźbiarskim pt. „Pejzaże Pomorza Mikorowo - wioska ziół i kwiatów”. Oglądam na wystawie poplenerowej dwa jego obrazy: pejzaż nadrzeczny i obraz wśród pól i łanów z historyczną kobiecą zjawą.
Po raz pierwszy spotkałem się z Mieczysławem na jego pierwszej wystawie indywidualnej w maju, w słupskiej piwnicy zamkowej u Anny de Croy. Byłem zaskoczony jego fizys z podobieństwem do malarza Jacka Malczewskiego - polskiego symbolisty. Mieczysław jednak jest wyższy, ale twarz ma podobną do tego artysty, wysokie czoło o pięknym sklepieniu i osadzeniu głowy. Na wystawie wówczas zachwycałem się jego malarstwem, wyborem tematów, uprawianą techniką i kolorem. Imponująco przedstawiały się obrazy pokazane na wystawie, mimo, że autor nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Najbliższe jego plany to przygotować się do wystawy w 2015 roku, a dalsze zamierzenia to kontynuacja nauki malarstwa, poszerzanie horyzontu o nowe techniki i praca nad portretami, która uwieńczy w końcu dzieło. Portrety, ludzkie twarze to jego ostatnia pasja. Zachwyca się osobami, które mają ciekawą postać, fizjonomię. Długo przypatruje się ulicznym przechodniom w wyborze przyszłych modeli, aby zapamiętać ich twarz, przez co wzbudza podejrzenie u zainteresowanych. Pragnieniem artysty jest poznawać nowych malarzy i artystów, bo tak naprawdę tylko wtedy można samemu się rozwijać i doskonalić.
Na zakończenie spotkania artysta stawia przede mną jeszcze problem. To jego pytanie, które jest odwieczne i prześladuje artystów, a brzmi: „Po co to robimy?” Przynajmniej częściowo mogę na nie odpowiedzieć. Dla artysty jest jeden tylko punkt widzenia, kiedy tworzy swoje dzieło - musi odpowiedzieć na pytania: „co robi? - dlaczego to robi? - dla kogo?”
Tołstoj odpowiedział poprzez sformułowanie słynnej definicji sztuki: „Wywołać w sobie uczucie raz doznane i wywoławszy je w sobie, za pomocą ruchów, linii, fal, dźwięków. obrazów oddać to uczucie tak, iżby inni go doznawali - na tym polega działanie sztuki.” Cenne są wypowiedzi Henri Matisse’a: „Moim zdaniem, ekspresja nie tkwi w dramatycznym wyrazie twarzy czy ruchu. Widzę ją w układzie mego obrazu: i w rozmieszczeniu ciała, i w otaczającej je przestrzeni i w proporcjach wszystko to składa się na ekspresję. Kompozycja - to umiejętność ułożenia w sposób dekoracyjny tych rożnych elementów, którymi malarz dysponuje dla wyrażenia uczuć. Każda część obrazu jest równie widoczna, toteż każda musi odegrać wyznaczona rolę, pierwszo- czy drugorzędną. Tym samym, cokolwiek nie jest dla obrazu bezwzględnie potrzebne, staje się dlań szkodliwe. Dzieło sztuki polega na harmonii całości: jeśli więc jakiś szczegół byłby zbędny, to absorbowałby tylko umysł widza, i to kosztem innego szczegółu istotnego.”
Taka może być moja odpowiedź na zadane pytanie - syntezą i myślą przewodnią dla Mieczysława Bednarskiego, dla jego leitmotiv w rozwijaniu twórczym idei i jeszcze nie w pełni wykorzystanej wrażliwości artystycznej, czyli talentu. Czekamy na wystawę artysty w 2015 roku i wielkie dzieło jego życia.

Opracował: Włodzimierz Lipczyński


 GALERIA PRAC: